You are currently viewing (9b) Wietnam – Delta Mekongu – Can Tho

Czwartek 10/04/2014

Transport i droga do Can Tho

Po przypłynięciu z powrotem do “portu“ w My Tho chcieliśmy złapać autobus do Can Tho – miasta słynącego z targów wodnych. Okazało się to nie takie proste jak myśleliśmy. Najpierw szukaliśmy jakiegoś autobusiku na przystanku autobusowym koło przystani, ale nic nie było. Próbowaliśmy dowiedzieć się czegoś od ludzi, od których kupiliśmy wycieczkę oraz od okolicznych mieszkańców, ale było bardzo ciężko się dogadać (mówiliśmy słowo “Autobus “ po wietnamsku i nazwę miasta). Prawie wszędzie mówiono Nam, że nie ma autobusu tylko taksówka. Spytaliśmy się taksówkarza ile kosztowałby kurs do Can Tho, ale zaśpiewał sobie astronomiczna sumę, więc na migi poprosiliśmy go, żeby zawiózł Nas na dworzec autobusowy. Cholera wie co zrozumiał, bo powiedział OK i po chwili mknął droga przed siebie przejeżdżając koło dworca. Szybko go zawróciliśmy (coś tam mruczał pod nosem z niezadowoleniem).

Na dworcu okazało się, że najbliższy i jedyny autobus będzie o 17:15, a była dopiero 12:30. Podczas gdy debatowaliśmy koło kasy co zrobić – otoczyła Nas grupka lokalnych ludzi bardzo “chętna” do pomocy. Nie mam zielonego pojęcia jak Tomek to zrozumiał, ale za 20 000 VND zostało Nam zaproponowane, że jakiś 2 lokalnych mężczyzn (pomarszczeni starsi panowie bez połowy zębów 🙂 zabierze Nas gdzieś na drogę i złapie Nam autobus. Nie mając żadnej innej opcji zgodziliśmy się. Zostaliśmy posadzeni na ich motorki (nasze plecami zostały postawione przed nimi przed kierownicą) i ruszyliśmy na 2 pasmową drogę. Po 5 minutach zjechaliśmy na przeciwny pas ruchu i jechaliśmy pod prąd. Hmmmm… a co będą się przejmować przepisami drogowymi 😀 Po 15 minutach zatrzymaliśmy się gdzieś na poboczu, gdzie po następnych 10 minutach czekania nasi kierowcy zatrzymali jakiegoś busika machając na niego rękami. W czasie czekania chcieli, żeby im zapłacić wcześniej, ale Tomek powiedział, że najpierw busik potem pieniądze 🙂 Kierowca zatrzymanego busika zażyczył sobie 250 000VND ($8) za osobę, a my nie mając zielonego pojęcia czy to dużo czy mało zgodziliśmy się. Okazało się, że znowu przepłaciliśmy i to sporo. Od następnej wsiadającej osoby wziął … 70 000VND ($2). No cóż – jak turyści to płacą więcej. Zapomnieliśmy o jednej głównej zasadzie: targować się, targować się i jeszcze raz targować się. Busik był wypchany po brzegi, co chwile dosiadali się jacyś ludzie, którzy byli upychani na siłę koło Nas. Klimatyzacja w ogóle nie działała.

Wizytówka hotelu w którym się zatrzymaliśmy

Do centrum miasta nie zostaliśmy dowiezieni: wyrzucili Nas gdzieś kompletnie na obrzeżach Can Tho (łyse pole bez domów) koło jakiś ludzi, pokazując palcem na zarysy miasta gdzieś w oddali i mówiąc, że tam musimy się udać. Oczywiście od razu zostaliśmy otoczeni przez lokalnych ludzi oferujących podwózkę do centrum miasta za “jedyne” 100 000 VND. Byliśmy trochę zdenerwowani zarówno zapłaceniem wyższą cenę za busik jak i wyrzuceniem Nas poza miastem, więc minęliśmy ich i udaliśmy się do stojącej nieopodal taksówki, gdzie uzgodniliśmy z taksówkarzem, że zawiezie Nas do miasta pod wybrany przez Nas hotel za 60 000 VND. Jak się okazało i tutaj przepłaciliśmy, bowiem jak podjechaliśmy pod hotel na liczniku było jedynie 45 000 VND no, ale umowa to umowa, więc mu zapłaciliśmy uzgodnioną wcześniej kwotę.

Trzy gwiazdkowy hotel + zakup wycieczki

Tuż przed hotelem zostaliśmy zaczepieni przez kobietę sprzedającą całodniową wycieczkę na 2 największe “targi na wodzie” na Delcie Mekongu połączoną ze zwiedzaniem okolic z prywatnym przewodnikiem.

Jak się dowiedziała, że jesteśmy z Polski pokazała nam zeszyt gdzie ludzie wpisywali swoje komentarze i nawet znalazła się tam notatka po polsku, że ktoś jest bardzo zadowolony z wycieczki i jak najbardziej poleca. Za 1 000 000 VND za 2 osoby zdecydowaliśmy się na opcje z przewodnikiem. Okazało się, że nie zapłaciliśmy tak drogo. Na wycieczce spotkaliśmy naszego rodaka (polacy są wszędzie 🙂 ) który powiedział, że on zapłacił tylko za siebie 750 000 VND i to bez przewodnika.

Po wykupieniu wycieczki udaliśmy się do hotelu, żeby odpocząć. Po naszych poprzednich przeżyciach i noclegach w różnych warunkach – wybrałam z przewodnika jeden z najlepszych. Musze przyznać, że byłam zaskoczona standardem hotelu (www.saigoncantho.com.vn). Ceny nie były najniższe (około $35), wiec trochę marudziliśmy próbując się targować. Najpierw pokazali Nam zwykły mały pokoik z podwójnym łóżkiem, łazienką i brakiem ładnego widoku z okna. Zaczęliśmy trochę kręcić nosem niezadowoleni. Nie pamiętam jak to się stało, ale nagle w recepcji zmienili zdanie i za taką sama cenę dostaliśmy jeden z lepszych pokoi.

Był on naprawdę elegancki, z długim pół-okrężnym narożnym balkonem z rewelacyjnym widokiem na okolice i lokalny nocny targ znajdujący się koło naszego hotelu. Nowoczesna łazienka była oddzielona od pokoju… szklaną ścianą, ale z zasłoną umożliwiającą trochę prywatności. No i mieli klimatyzację. Żyć nie umierać 😀

Po szybkim odświeżeniu zeszliśmy do recepcji, gdzie zamówiliśmy sobie na następny dzień śniadanie „na wynos” (wycieczka miała się zacząć o 5:30), oraz kupiliśmy bilety na popołudniowy autobus (16:00) do Ho Chi Minh City, który miał Nas zawieść na lotnisko, z którego mieliśmy powrotny lot do domu. Za bilety zapłaciliśmy 125 000 VND od osoby. Następnie udaliśmy się na zwiedzanie miasta.

Can Tho & wieczorne uliczne jedzenie

Can Tho położne jest tuż nad Delta Mekongu i prawie wszystko skupione jest tuż przy nadbrzeżu. Nie ma tutaj za dużo turystów, a samo miasto posiada jakiś taki swój urok. Najpierw poszliśmy obejrzeć położony na placu w centrum miasta pomnik Ho Chi Minh (dla mnie wyglądał „prawie” jak Stalin) otoczony komunistycznymi flagami z młotem i sierpem. Ma się wrażenie jakby cofnęło się w czasie do czasów komunizmu.

Następnie weszliśmy to położonej po drugiej stronie przepięknej, bardzo urokliwej i naprawdę wartej zobaczenia Pagody Ong. Zupełnie inny świat: lampiony, kadzidełka, cisza i spokój. Strasznie mi się podobało.

W okolicznych sklepikach kupiliśmy sobie 4 rodzaje herbaty, kawę która miała posmak czekolady i zgłodniali postanowiliśmy udać się gdzieś na posiłek. Dwie ulice dalej, równolegle do naszego hotelu, na ulicy rozłożyli się lokalni ludzie z budkami z jedzeniem.

Jedzenie było obłędne: naleśniczki z rożnymi farszami (wszystko przygotowywane przy Tobie), szaszłyki z czym tylko chciałeś, pieczone w oleju ziemniaczki pokrojone jak chipsy nabite jak szaszłyk na patyczku i serwowane na słodko (posypane cukrem, trochę dziwne w smaku). Część jedzenia wzięliśmy ze sobą na wynos i udaliśmy w stronę przystani, aby tam delektować się nim siedząc na murku przy zachodzie słońca.

Następnie odwiedziliśmy 2 bazary. Pierwszy znajdował się w wymurowanych budynku tuż za murkiem, na którym siedzieliśmy. Był on typowo z pamiątkami dla turystów. Kupiliśmy tam 2 koszulki dla Tomka, dla mnie malutką torebkę oraz 3 kolorowe chustki (jedna dla mnie i reszta jako prezenty dla rodziny). Kolejny duży bazar znajdował się tuż pod naszym hotelem. Sprzedawane były tutaj ubrania, buty, paski, torebki, itp. Oczywiście skusiłam się na 1 sukienkę 🙂

Po zakupach udaliśmy się do naszego hotelu, gdzie z góry z balkonu podziwialiśmy nocne życie miasta: ludzi jeżdżących skuterkami na ulicy według własnych zasad oraz wyglądających jak mrówki pieszych chodzących na położonym tuż pod naszym hotelem targu.

Piątek 11/04/2014

Wycieczka na 2 największe wodne targi na Delcie Mekongu

O 5:30 rano mieliśmy być na nadbrzeżu, skąd miała się zacząć nasza wycieczka. Trochę trudno było wygrzebać się tak wcześnie rano z lóżka no, ale jak trzeba to trzeba. Odebraliśmy z recepcji zamówione dzień wcześniej śniadanie (chleb, szynka i jajka na twardo) i ruszyliśmy w stronę umówionego punktu spotkania mijając po drodze sporą liczbę ludzi uprawiających poranne ćwiczenia (Tai Chi / bieganie). Na wybrzeżu zostaliśmy wsadzeni do w miarę wyglądającej przyzwoicie 4 osobowej łódeczki przeznaczonej tylko dla Nas. Naszym przewodnikiem okazał się jakiś młody chłopak, który nie okazał się za dobry w tym “fachu” – za dużo nie mówił i trzeba było go ciągnąc za język, żeby dowiedzieć się czegokolwiek.

Podczas wypływania był przepiękny wschód czerwonego z koloru słońca.

Wszędzie wzdłuż wybrzeża ciągnęły się widoki na bardzo biedne domy (niektóre na palach) skleconych, z czego się dało, oraz ludzi budzących się do życia – jedzących śniadania, piorących rzeczy w rzece bądź …wyrzucających do niej śmieci. Przewodnik powiedział Nam, że niektórzy z ludzi kąpią się w tych wodach. Brrr…

Podczas rejsu musieliśmy co jakiś czas zatrzymywać się, aby wyjmować wkręcające się co jakiś czas w śrubę łódki siatki bądź inne śmieci z wody. Po jakiejś półtorej godziny dopłynęliśmy do pierwszego, największego targu wodnego na Delcie Mekongu (Cai Rang). Dookoła pływało mnóstwo sporych łódek/barek, na których handlarze sprzedawali owoce i warzywa. Bardzo często  handel polegał na wymianie towarów, które były przerzucane z jednej łódki na drugą. Jak zauważyliśmy: owe łodzie okazały się również domami mieszkalnymi dla większości z ludzi. Widać to było po suszącym się praniu na słońcu, kwiatach doniczkowych, stolach, krzesłach i innym “domowym/codziennym” wyposażeniu widocznym na łódkach. A pomiędzy tymi lodkami pływało sobie mnóstwo turystów – jak my 🙂

Kolejnym etapem naszej podroży miała być fabryka ryżowych noodle. Zatrzymaliśmy się gdzieś na jednym ze “stałych lądów” i po wypiciu herbatki w lokalnym barze, który pełnij również rolę sklepu, udaliśmy się do fabryki. Wytwarzanie noodle może i nie jest za bardzo skomplikowanym procesem (robi się cieniutkie naleśniki z mielonego ryżu na patelni, suszy i tnie maszynka na paski), ale praca jest strasznie ciężka i mecząca. Ludzie pracują tutaj od 5-6 rano do 14 po południu w ukropie.

Po zwiedzeniu fabryki udaliśmy się bocznymi ścieżkami na spacer, aby pooglądać tutejsza faunę i florę (krzaki/drzewa/pola ryżowe/motyle). Dołączył się do Nas spotkany do drodze nasz rodak – jakiś polak.

Po godzinie spacerku, w oczekiwaniu na przypływ, zatrzymaliśmy się na 1,5 godzinki u jakiejś rodziny, która prowadziła “restauracyjkę” w swoim ogrodzie. Było tutaj dosyć sporo turystów. Obiad był nawet smaczny. Prowadziliśmy bardzo przyjemna rozmowę z polakiem, który zachwalał wietnamska uprzejmość, pomocność i uczciwość nie wierząc naszym opowieściom o próbie wyłudzania pieniędzy na każdym kroku. Do czasu dostania rachunku J Każdemu z Nas dodano jakieś małe kwoty nie wiadomo skąd wzięte. Większość naiwnych turystów nie sprawdzała rachunków tylko je płaciła. Pewnie nawet nie zauważała żadnych „drobnych” kwot extra. Po tylu przygodach w Wietnamie byliśmy bardzo podejrzliwi i sprawdzaliśmy wszystko bardzo uważnie. Okazało się, że do każdego z rachunków doliczono sobie … obiad dla przewodnika. Wykłóciliśmy się, że nie będziemy płacić za żadną dodatkową porcje jedzenia. Zapłaciliśmy tylko za wycieczkę i nikt Nas nie poinformował, że będą jakieś dodatkowe koszty.

Nasz nowo poznany kolega był w szoku. Powiedział, że nigdy mu przez myśl nie przeszło, że w Wietnamie mogą naciągać ludzi na pieniądze i wierzył naiwnie w ich uczciwość. No cóż: rozwijająca się turystyka robi swoje.

Powrót na lotnisko

Po powrocie z wycieczki szybko się spakowaliśmy, zostawiliśmy walizki w recepcji i poszliśmy jeszcze na szybki obiadek i zakupy w okolicy. Następnie punktualnie o wyznaczonej godzinie (16:00) zabrano Nas pod hotelu malutkim busikiem na dworzec autobusowy, gdzie przesiadłyśmy się do zarezerwowanego przez recepcje autobusu jadącego na główny dworzec w Ho Chi Minh City. Autobus był pierwsza klasa: wygodne siedzenia, klimatyzacja i nawet telewizor z lecącym tam jakimś wietnamskim filmem akcji (nawet ciekawym :-)).

Na dworcu okazało się, że przyjechaliśmy za późno i że nie ma już żadnych autobusów na lotnisko (ostatni był niby ok 18-19:00). Zaproponowałam Tomkowi, żeby skorzystać z usług jednego z lokalnych ludzi, którzy kręcili się dookoła proponując podwózkę ich motorkami, ale mój małżonek powiedział że już jest zmęczony i że boi się jechać przez tak zatłoczone i ogromne miasto na motorze, wiec wzięliśmy stojącą obok taxi. Zapłaciliśmy 130 000 VND. Samolot wyleciał zgodnie z planem 00:40.

Podstawowe informacje z naszym planem podróży po Wietnamie znajdziesz tutaj: Wietnam – Podstawowe Informacje i Nasz Plan Podróży

Dodaj komentarz