You are currently viewing (6) Madagaskar – Park Narodowy Andasibe-Mantadia

Droga z Morondavy do Parku Narodowego Andasibe-Mantadia miała trwać 1,5 dnia.

Dzień 1 – Piątek 30/09/2016

Droga do Antsirabe

Rano koło naszego hotelu w Morondavie czekał na Nas nasz poprzedni kierowca, z którym wyruszyliśmy do Parku Narodowego Andasibe-Mantadia. Najpierw jechaliśmy do Antsirabe, w którym mieliśmy pozostać na nocleg. Jazda trwała cały dzień i podobnie jak poprzednio nie nudziliśmy się w ogóle podziwiając co chwilę wspaniałe widoki jakimi raczył nas Madagaskar.

Na ulicy ponownie mijaliśmy pojedynczych idących przed siebie lub siedzących przy drogach i dumających o niewiadomo czym.

Na nocleg w Antsirabe zatrzymaliśmy się w tym samym hotelu (“Hotel H1”) co ostatnio, a na kolacje poszliśmy do położonej tuż niedaleko restauracji/pizzerii Zandina (pizza 11 000 – 14 000 MGA, zupa 9 500 MGA, przystawka 10 000 MGA, butelka wina 25 000 MGA). Mieli bardzo dobre jedzenie, jednakże było tego tak dużo, że nie zjedliśmy ponad polowy zamówionej pizzy. Kazaliśmy ją sobie zapakować na wynos i daliśmy naszemu kierowcy. Nie chcieliśmy marnować jedzenia. Lokalni ludzie są tutaj tak biedni, że podobno cały czas jedzą głownie ryż: na śniadanie zupa z ryżu, na obiad i kolacje także jakieś danie z ryżu. Zanim poszliśmy spać poprosiliśmy w recepcji, a właściwie nasz kierowca poprosił, o podanie Nam na śniadanie takiej samej zupy, co jedzą lokalni ludzie. Zrobiliśmy to z ciekawości chcąc spróbować zjeść coś lokalnego.

Dzień 2 – Sobota 01/10/2016

Antsirabe – ostatnie zakupy

Zupa podana Nam na śniadanie składała się z ryżu i paru kawałków mięsa. Była bardzo dobra. Po jej zjedzeniu na moja prośbę udaliśmy się do warsztatu “Chez Mamy Miniatures” (ostatnio jak tutaj byliśmy w niedzielę był on zamknięty) w którym z puszek po piwach i innych napojach tworzone były malutkie rowerki i samochodziki.

Po krótkiej prezentacji przez właściciela jak zrobić rower z kawałków metalu – kupiłam sobie jeden z wystawionych samochodzików i byliśmy gotowi do dalszej drogi.

Andasibe

Im bliżej byliśmy Andasibe (jazda trwała ok 3 godzinek) – tym tereny stawały się pomału coraz bardziej górzyste oraz było coraz więcej zieleni. Po drodze obserwowaliśmy życie lokalnych ludzi, którzy handlowali już nie rzeczami dla turystów, ale tymi dla lokalnych ludzi (jedzenie, koszyki, zwierzęta).

Po drodze zatrzymaliśmy się w “Reserve Peyrieras Madagascar Exotic” gdzie mogliśmy oglądać, karmić i dotykać bardzo dużą ilość różnych gatunków kameleonów i jaszczurek.

Polecam – naprawdę warto. Dobrze było widzieć aż tyle różnych odmian w jednym miejscu.

Oprócz nich znalazły się tutaj również … nietoperze, węże, żaby, wielkie gąsienice oraz … duże motyle.

Następnie udaliśmy się na obiad do pobliskiego miasteczka (bardzo dobre jedzenie, aczkolwiek serwowane porcje były dosyć małe), a następnie pojechaliśmy do naszego hotelu “Feon’ny Ala”. Na hotel składał się zespól małych bungalowach położonych na wzgórzu oraz restauracji.

Naprawdę bardzo urocze miejsce.

Nocny spacer

2 godzinki po rozpakowaniu się i szybkim zwiedzeniu okolic udaliśmy się (po raz kolejny dla mnie) na nocny spacer, aby wypatrywać aktywnych nocą lemurów i kameleonów.

Miałam tutaj bardzo mieszane uczucia: owszem widzieliśmy z 2-3 lemury, żabę i jaszczurki, ale cała nasza trasa prowadziła koło jedynej przechodzącej przez dżunglę asfaltowej drodze, na której co jakiś czas przejeżdżały samochody. Ich światła i hałas były bardzo irytujące. Bardziej mi się podobało w Kirindy Park gdzie w lesie była cisza i spokój i można było dostrzec więcej zwierząt. I gdzie nie było tyle turystów. Tutaj co parę metrów stały paro osobowe grupy z przewodnikami, którzy świecili dookoła latarkami szukając nocnych zwierząt.  

Kolacje zjedliśmy w hotelu, ale była ona przeciętna. Dodatkowo bardzo długo czekaliśmy zanim kelner do nas podejdzie i obsłuży.

Dzień 3 – Niedziela 02/10/2016

Zaskakujący poranek – pobudka przy śpiewie lemurów

Około 6 rano zostaliśmy obudzeni przez dziwne odgłosy – nie potrafię tego opisać: jakby jakieś wycie, ale bardzo przyjemne dla ucha. Okazało się iż były to lemury Indri Indri. Miejscowi ludzie nazywają ich odgłosy “śpiewem lemurów”. W ten sposób lemury ogłaszają światu ze są gotowe do zapewnienia światu kolejnego pokolenia śpiewaków. Słyszeliśmy to jeszcze tylko 2 razy w ciągu dnia – po południu i wieczorem. Dla mnie był to jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu – budzić się w środku dżungli słuchając odgłosów natury!!!  Niezapomniane przeżycie…

Zwiedzanie Parku Narodowego Andasibe

Po zjedzeniu śniadania udaliśmy się na 3 godzinny spacer po dżungli, żeby pooglądać największe gatunki lemurów Indri Indri i poszukać jakiś żyjących na wolności kameleonów.

Po jakiejś godzince udało Nam się wypatrzeć dosyć sporą liczbę lemurów siedzących na szczytach drzew. Ponieważ przewodnicy współpracowali ze sobą (dzwonili z komórek do siebie) od razu razem z nami pojawiło się parę innych grup i zrobił się trochę tłok. Łącznie w parku zobaczyliśmy jeszcze może ze 2 grupy lemurów.

Dla mnie jednak największą frajdą były spotykane po drodze kameleony. Bardzo dobrze się kamuflowały. Jednego z nich szukaliśmy z Tomkiem z 10 minut zanim nasz przewodnik ze śmiechem pokazał Nam naprawdę dużego kameleona siedzącego tuz przed naszymi oczami 🙂 A że to powolne i niegroźne zwierzątka – nie odbyło się bez wzięcia go na ręce. Niesamowite przeżycie 🙂

Po drodze znaleźliśmy jeszcze z 2 inne gatunki kameleona. Jeden z nich był jeszcze młodziutki i był pomarańczowego koloru. Posługując się swoim ogonkiem sprawnie manewrował pomiędzy gałązkami.

Po wyjściu z dżungli przeszliśmy przez asfaltową drogę, aby przejść do drugiej części dżungli. Znajdowała się tam część gdzie można było zobaczyć różne rodzaje orchidee. Niestety byliśmy tam o miesiąc za wcześnie i  te piękne kwiaty nie zdołały jeszcze zakwitnąć …

Zamiast tego znaleźliśmy następnego kameleona oraz modliszki.

Cała wycieczka bardzo mi się podobała z małym wyjątkiem: poprzez park biegnie ta przeklęta droga asfaltowa, o której wspomniałam wcześniej. Chodząc po dżungli słyszy się niejednokrotnie przejeżdżające samochody oraz rozmawiających ludzi, co było dla mnie trochę irytujące, bo nie mogłam za bardzo wsłuchać się w dżunglę. Ale poza tym było warto.

Wyspa lemurów & rezerwat dla krokodyli

Po zjedzeniu lunchu udaliśmy się samochodem do położonej niedaleko w lesie Vakota tzw. “Wyspy lemurów” oraz rezerwatu dla krokodyli.

Po dojechaniu na miejsce najpierw przepłynęliśmy kajakiem wąziutką rzeczkę aby dostać się na małą wysepkę zamieszkiwana przez oswojone lemury.

Nasz przewodnik miał ze sobą owoce którymi je karmiliśmy. Lemury chodziły i skakały po Nas jak chciały – jak się okazało ich łapki były bardzo mięciutkie od spodu i bardzo przyjemne w dotyku.

Po jakiejś godzinie wróciliśmy na ląd, aby udać się do rezerwatu krokodyli (piękne potężne bestie).

Oprócz krokodyli mogliśmy jeszcze zobaczyć: żaby, kameleony oraz Fosa. Niestety wszystkie zwierzęta były pozamykane w klatkach, co sprawiło mi trochę zawód.

O wiele bardziej wolałam zobaczyć je na żywo. W szczególności Fosa – biedak wyglądał naprawdę nieszczęśliwy.

Po powrocie to naszego hotelu tuz przed kolacją udaliśmy się na krótki spacerek wzdłuż drogi. Przerwał nam go przeuroczy lemur, który po krótkim staniu na 2 łapach tuż niedaleko nas  – przebiegł nam bezczelnie drogę, wskoczył na drzewo i znikł gdzieś tam wśród gałęzi 😉

Na kolacje udaliśmy się do położonej niedaleko przy drodze restauracji, a następnie zaopatrzeni w latarki udaliśmy się sami wzdłuż drogi na spacer ponownie poobserwować nocne życie. Zobaczyliśmy praktycznie prawie to samo co dzień wcześniej.

Następnego dnia mieliśmy udać się w podróż na prom na wyspę Sainte Marie. Po drodze mieliśmy zatrzymać się na noc w Foulpointe.

Czytaj dalej o naszej podróży po Madagaskarze tutaj: Madagaskar – Foulpointe

Podstawowe informacje z naszym planem podróży po Wietnamie znajdziesz tutaj: Madagaskar – Podstawowe Informacje I Nasz Plan Podróży

Dodaj komentarz